9.03.2017

Rozdział 4: Stała czujność Filcha

4.

   Scott zamknął drzwi i usiadł na krześle, które wskazał mu Filch. To dziwne, ale poczuł, że całe zdenerwowanie, jakie towarzyszyło mu przez cały dzień, gdzieś się powoli ulatnia i pozostaje tylko spokój.
   Woźny Filch milczał przez chwilę. Wpatrywał się tępo w leżący na biurku pergamin, co spowodowało, że Scott zaczął wiercić się na swoim miejscu. Walczył w duchu z gryfońską naturą, która podpowiadała mu, żeby spróbował rozszyfrować bazgroły Filcha, zaspokajając tym samym zżerającą go od środka ciekawość. Tak właśnie zachowałby się Harry Potter.
   Scott pragnął pójść śladami swojego idola, ale ostatecznie tego nie zrobił. Zbytnio bał się, że woźny to zauważy i wyrzuci go z gabinetu, a wtedy cały dzisiejszy wysiłek Gryfona poszedłby na marne.
   Harry, wybacz mi moje tchórzostwo.
   - No dobra. – Filch wreszcie podniósł wzrok i posłał Scottowi coś na kształt uśmiechu. – Imię i nazwisko?
   - Scott Sutton, proszę pana.
   Woźny potarł w zamyśleniu obwisłe policzki i oblizał usta. Scott poczuł się nieswojo.
   - Jakbym już gdzieś słyszał twoje nazwisko…
   Sutton przełknął ślinę, zastanawiając się, co powinien na to odpowiedzieć. Czy Filch rzeczywiście miał tak słabą pamięć, czy tylko udawał, że go nie poznaje? Przez ostatnie lata Scott bywał w gabinecie woźnego częściej niżby chciał.
   - Tak, proszę pana. – Gryfon postanowił być szczery. – Parę razy… byłem przez pana… karany.
   - Sutton… Sutton… - Filch zmrużył oczy i mlasnął językiem, jakby smakował to nazwisko. – Aaach… Plugawienie zamku. Włóczenie się w nocy po korytarzach. I wreszcie – obrażanie mojej matki.
   - Wszystkiego bardzo żałuję – odpowiedział prędko Scott. – Przepraszam.
   Pani Norris, która do tej pory leżała zwinięta w kłębek pod biurkiem, wydała z siebie dziwny pomruk. Najprawdopodobniej Filch zrozumiał, co kotka chciała mu przekazać, bo pokiwał głową i splótł dłonie, jakby się nad czymś zastanawiał.
   - Powinienem w tym momencie zakończyć rozmowę kwalifikacyjną – obwieścił w końcu. Scott wstrzymał oddech, a Filch ciągnął dalej: - Ale pani dyrektor uznała, że mam zapomnieć o dawnych przewinieniach i dać uczniom szansę.
   - Dziękuję, ja…
   - Cisza! – Woźny uniósł dłoń i uśmiechnął się paskudnie. – Nie popieram jej metod. Każdy uczeń, który nie szanuje regulaminu, powinien być odpowiednio karany. Gdyby to ode mnie zależało, nie byłoby cię już w Hogwarcie… No dobra, zaczniemy od czegoś łatwego. Do czego służy wiadro?
   Scott musiał spuścić wzrok, bo bał się, że Filch zobaczy w jego oczach pełne zadowolenia błyski.
   - Używa się go jako pojemnika na ciecze lub inne materiały, na przykład materiały sypkie – wyrecytował, mając nadzieję, że naukowa formułka, którą wymyślił na przerwie, zadowoli Filcha. Wersja Hagrida była zbyt… prosta („W wiadrze noszę se wodę, czasem coś innego, nie?”).
   - Hm – mruknął Filch i przeszył chłopaka płomiennym wzrokiem. – Coś tam jednak wiesz.
   - Sprzątanie jest moją pasją, proszę pana. – Scott miał ochotę zatańczyć ze szczęścia, ale szybko skarcił się w myślach. Na triumf było zdecydowanie za wcześnie. To dopiero pierwsze pytanie. Na pewno będzie ich więcej. Skup się.
   Filch zignorował przechwałki Gryfona i zadał kolejne pytanie:
   - Czym są środki czyszczące?
   - Środki czyszczące, inaczej zwane detergentami, to…

***

     Filch osiągnął w swoim życiu tak wiele, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że należy zachowywać stałą czujność. Dlatego teraz zachłannie łowił każde słowo, które wypowiadał Scott Sutton.
   Szukał w nich nieprawdy, szukał nieścisłości, wręcz modlił się o to, żeby w oczach ucznia pojawiły się zwątpienie i niepewność. Niestety ten darmozjad znał odpowiedź na każde pytanie, co bardzo zmartwiło woźnego.
   Wreszcie Filch podjął ostateczną, rozpaczliwą próbę wytrącenia swojego przeciwnika z równowagi – marszczył brwi, wykrzywiał usta w pełnym niezadowolenia grymasie, kręcił głową nawet wtedy, gdy chłopak miał rację, ale Sutton przez cały czas unikał jego wzroku, wpatrując się skromnie w podłogę i nie dając się sprowokować.
   Przygotował się, przyznał w myślach woźny. Powinienem przyjąć go do Grupy Sprzątaczy Hogwartu. Na samą myśl rozbolał go brzuch. Nie, nie ma mowy! Ten darmozjad łamał jeden punkt regulaminu za drugim, a poza tym obraził matkę Filcha, obraził jego samego! Nie mógł dostąpić tego zaszczytu!
   - Na zakończenie proszę powiedzieć mi, w jaki sposób otrzymujemy mydło.
   Wstrzymał oddech, mocno trzymając kciuki. Z tym pytaniem spora część kandydatów na sprzątaczy miała problem. Wynikało to z faktu, że uczniowie mieli niemałe zaległości w dziedzinie chemii czy fizyki. Hogwart nie był miejscem, w którym mogli się nauczyć, w jaki sposób funkcjonuje świat. Filch uważał czarodziejów za ignorantów i chodzących głupców, zakochanych w swoich różdżkach. Bez nich byli nikim, nie potrafili sobie poradzić nawet z najprostszymi czynnościami.
   Na efekty nie trzeba było długo czekać. Sutton podniósł głowę i popatrzył na woźnego. Na jego twarzy pojawiła się pełna zakłopotania mina.
   - No… zaklęciem?
   Tak, tak, tak! Filch miał ochotę zawyć z radości.
   - Błąd – rzekł bezlitośnie. – Nie chciało się nauczyć, co?
   - Nie, to nie tak! Uczyłem się! – Sutton wyglądał teraz na wstrząśniętego.
   Tak! Pokaż mi strach!
   - Nie widać. – Filch sięgnął po pióro, uważnie obserwując reakcję ucznia. – Przykro mi.
   - Nie odpowiedziałem tylko na jedno pytanie.
   A cóż to? Chłopiec nie wyglądał na przerażonego, raczej na zirytowanego. Zwęził gniewnie oczy i zacisnął wargi, co nie spodobało się Filchowi.
   Nie tego oczekiwał.
   Pragnął poczuć bijący od Suttona strach, widzieć drżące usta i napływające mu do oczu łzy. Rozgniewanie tego darmozjada nie dawało Filchowi żadnej satysfakcji, dlatego zamarł z piórem w dłoni.
   - Ale na najważniejsze pytanie nie odpowiedziałeś – odparł z naciskiem. – Powinieneś wiedzieć, że mydło jest najważniejsze.
   - Proszę dać mi jeszcze jedną szansę. – Sutton mało nie ześlizgnął się z krzesła i zrobił coś, na co czekał Filch – błagalnie splótł dłonie. Czy gdyby woźny zażądał od niego uklęknięcia, chłopak zrobiłby to bez wahania?
   - Mam dziś dobre serce – powiedział spokojnie, przyglądając się z uwagą twarzy Scotta. Chciał zobaczyć, jak w jego oczach znów pojawia się nadzieja, którą Filch następnie zamierzał bezlitośnie mu odebrać. – W kącie stoi mop. Proszę zademonstrować, jak poprawnie się go używa.

***

   - M-mop? – powtórzył Scott, odkrywając, że potrafi się jąkać.
   Łudził się nadzieją, że się przesłyszał. Było to możliwe, w końcu tak głośno waliło mu serce… Ale nie – Filch przytaknął i wskazał na stojące pod ścianą wiadro. Wiadro z jakąś… szczotką?
   Scott nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Powoli ruszył we wskazanym kierunku. Gdyby był filmowym bohaterem, w tym momencie w tle rozbrzmiałaby niepokojąca i nieco przerażająca muzyka, odzwierciedlająca to, co działo się w duszy chłopaka.
   Gryfon stanął naprzeciwko niepozornego wiadra i potarł w zamyśleniu nos. Zerknął na Filcha, który obserwował go z dziwnym uśmieszkiem.
   - Nie mam całego dnia – obwieścił cierpko woźny i niecierpliwie machnął dłonią.
   Scott westchnął w duchu, a potem sięgnął po szczotkę do zamiatania.
   Spokojnie, Scottie – powiedział sam do siebie w myślach. – Przecież to nie może być trudne. To tylko szczotka do zamiatania. Albo do latania. Ale kiedy po nią sięgnął, okazało się, że to nie była miotła, którą znał. Na końcówce zamiast włosia znajdowały się dziwne paski materiału. Scott nie wytrzymał. Z zaciekawieniem przejechał po nich palcami, ale to nie pomogło mu w rozwiązaniu zagadki. Co to, na Merlina, było? I do czego potrzebna jest w wiadrze woda?
   - Czas się kończy – odezwał się Filch. – Długo jeszcze zamierzasz tam stać?
   - Już, już – wymruczał uspokajająco Scott i nachylił się, aby podnieść wiadro. Woda zachlupotała wesoło i wreszcie Gryfon domyślił się, co powinien zrobić. Uśmiechnął się sam do siebie. Przecież to było takie proste! Że też wcześniej na to nie wpadł!
   Rozhuśtał wiadro, pozwalając, aby trochę wody przelało się przez krawędź i chlusnęło na starannie wyczyszczoną podłogę. Pani Norris prychnęła z oburzeniem i wskoczyła na biurko.
   Scott powtórzył czynność, tym razem rozlewając zdecydowanie więcej wody. Prędko odstawił kubeł i już zaciskał palce na mopie, gdy rozległ się krzyk Filcha.
   - DOŚĆ!!! Co ty wyrabiasz, gówniarzu?!
   - Hę?
   - Chcesz mi zalać gabinet?!
   Scott nie potrafił ukryć zdziwienia, gdy Filch z czerwoną od gniewu twarzą wstał zza biurka i brutalnie wyrwał mu kij od mopa.
   - WYNOŚ SIĘ STĄD!
   - Czy dostałem się do grupy?
   - POWIEDZIAŁEM: WYNOŚ SIĘ!
   Scott stał przez chwilę niezdecydowany. Zupełnie nie rozumiał tego nagłego wybuchu złości. Rzeczywiście, może wylał trochę za dużo z wiadra – teraz to widział – ale przecież o to chodziło w zadaniu, prawda? Zrobić kałużę, a potem rozprowadzić wodę po całym pomieszczeniu.
   - NIE CHCĘ CIĘ WIĘCEJ WIDZIEĆ! JESTEŚ SKOŃCZONY W TEJ SZKOLE!
   Filch wyglądał jak szaleniec. Jego oczy zrobiły się wielkie i straszne, a w kąciku ust pojawiły się strużki śliny. Scott pomyślał, że tak właśnie wyglądał Voldemort, kiedy Harry Potter po raz kolejny zdołał mu umknąć. Zdolny Wybraniec.
   - ZARAZ CI POKAŻĘ, JAK GO SIĘ UŻYWA! – Woźny umieścił końcówkę mopa w wiadrze, a potem podniósł ją do góry, demonstrując jak po materiale ścieka woda. Następnie, nie czekając ani chwili dłużej, bezpardonowo zamachnął się kijem i uderzył Scotta prosto w twarz.
   Gryfon usłyszał tylko głośne plask. Był tak zdezorientowany, że wciąż nie rozumiał, dlaczego jego twarz oraz włosy nagle zrobiły się takie mokre. Dopiero gdy Filch zamachnął się po raz drugi, Scott poszedł po rozum do głowy i pędem pomknął w stronę drzwi, żegnany niewybrednymi przekleństwami.

***

     Przerażony Scott biegł przed siebie. Nie mógł sobie nawet przypomnieć, czy zamknął drzwi do gabinetu Filcha, czy zostawił je otwarte. Właściwie w ogóle się tym nie przejmował; nigdy w życiu tak bardzo się nie bał.
   Po paru metrach musiał się zatrzymać. Dopadło go zmęczenie. Sapał głośno, spoglądając niespokojnie przez ramię, jakby obawiał się, że Filch wyskoczy zza rogu i znów na niego się rzuci.
   - Heeej, Scottie!
   Chłopak skoczył do góry, a potem złapał się za serce.
   - Ash. Przestraszyłaś mnie.
   - Przepraszam. – Puchonka uśmiechnęła się uroczo. Poprawiła włosy i zrobiła krok w stronę Scotta. – Pomyślałam, że poczekam na ciebie, żeby dowiedzieć się, jak ci poszło. Dostałeś się do GSH?
   - Ehm, tak. Dostałem.
   - To super! A właściwie… dlaczego jesteś cały mokry?
   - No wiesz… spociłem się.