2.
Gabinet Filcha był jednym z niewielu miejsc w
Hogwarcie, które nie zostało zniszczone. Może dlatego, że przezorny woźny
postanowił zamknąć je na klucz, nim wraz z uczniami opuścił zamek i udał się do
Hogsmeade. Cichy głosik w jego umyśle szeptał, że czarodziejom nie przeszkadza
brak klucza, aby znaleźć sposób na dostanie się do środka, ale Filch i tak
pogratulował sobie tego genialnego pomysłu, bo teraz przynajmniej wracał do
pokoju, który nie wyglądał jak po przejściu huraganu.
- Do pracy, do pracy, moja kochana – mruczał
woźny, posyłając kotce coś, co miało być namiastką uśmiechu. – Gdzie to ja
miałem pergamin…
Zapalił lampę oliwną, stękając przy tym
nieznośnie, a potem opadł na krzesło stojące za biurkiem. Roztarł bolące kolano
i zajrzał do szuflady.
- Skandal! – krzyknął nagle, gdy natrafił na
niewielką karteczkę i ujął ją w drżące dłonie. – Jak mogłem o tym zapomnieć!
Niepozorna karteczka stanowiła krótkie
sprawozdanie na temat zachowania jednego z uczniów:
30 kwietnia w godzinach popoludniowych uczen Scott Sutton powiedzial do mnie (A. Filcha, woznego): „twoja matka
musiala sypiac z wyjatkowo glupim trollem, skoro urodzila takiego ograniczonego
kretyna”.
Kara: 2 dni wiszenia w kajdanach (w lochach)
Niestety jakiś czas później czarodziejski
świat oszalał, Snape opuścił szkołę, a ten cały mroczny lord zaczął dobijać się
do drzwi Hogwartu i Filch nie zdążył ukarać nieznośnego darmozjada.
Chociaż minęło już trochę czasu, słowa
wypowiedziane przez tego Suttona wciąż go bolały. Czasami żałował, że jego ojciec
rzeczywiście nie był trollem. Mógłby wtedy zrzucić na niego odpowiedzialność za
to, że Filchowi nie wychodziło nawet najprostsze zaklęcie.
- I co z tym zrobić, kochana? – zwrócił się
do Pani Norris, wskazując na kartkę. – Dołączyć do kartoteki? Myślę, moja
droga, że teraz wszystko znowu się zmieni… na gorsze, oczywiście. Ta podła
McGonagall nie pozwoli mi karać ucznia, tak jak to robiłem za czasów dyrektora
Snape’a. Pewnie da mu coś do przepisywania…
Pani Norris miauknęła w odpowiedzi,
prawdopodobnie chcąc uświadomić Filcha, że szkoła najwcześniej zostanie otwarta
pierwszego września. A wtedy przewinienie Scotta Suttona nie będzie miało
żadnego znaczenia.
Ale dla Filcha miało, dlatego zmusił swoje
obolałe kości do współpracy i poczłapał w stronę drewnianych półek z
szufladkami, w których od wiek wieków woźny gromadził kartoteki nieposłusznych
uczniów.
- Chyba powinienem wrócić po swoje kajdany –
myślał głośno Filch, wciskając karteczkę między inne, podpisane: „Sutton, Scott
(Gryffindor)”. – Ta podła baba będzie kazała je wyrzucić… Nie pozwolę na to.
Jednak wpierw musiał napisać ogłoszenie.
***
OGŁASZA SIĘ, CO NASTĘPUJE
Z powodu zniszczenia Hogwartu przez
tzw. Lorda i Harry’ego Pottera woźny Argus Filch poszukuje chętnych do pomocy w
pracach naprawczych.
Kandydaci mają się stawić pod
gabinetem pana Filcha 8 maja o godzinie 7.00. Osoby, które się spóźnią, nie
zostaną przyjęte.
DODATKOWO kandydat musi:
1. Szanować
porządek
2. Nie
figurować w kartotekach pana Filcha (skreślam; z racji tego, że większość
uczniów jednak w nich figuruje – podpisane: M. McGonagall)
3. Szanować
Panią Norris
4. Nie
dokuczać Pani Norris pod groźbą szczotkowania na klęczkach lochów w
towarzystwie Irytka
5. Wypełniać
każde polecenie pana Filcha, nie podważając jego autorytetu wśród innych
uczniów
6. Potrafić
wymienić mugolskie sposoby sprzątania i chociaż 5 środków czystości
Na ROZMOWIE KWALIFIKACYJNEJ mogą się pojawić następujące pytania
sprawdzające:
1. Jak
używa się mopa?
2. Jak
wygląda szczotka?
3. Do
czego służy wiadro?
4. Czym
jest mydło?
PODPISANE:
A. Filch
- To chyba jakiś żart – powiedział Scott
Sutton, patrząc z mieszaniną złości i niedowierzania na przyczepione do tablicy
ogłoszenie. Podobnie jak większość uczniów w Hogwarcie nienawidził Filcha. Piętnastoletni
Gryfon słynął z niewyparzonego języka, dlatego jego wycieczki do gabinetu
Filcha były częstsze niż w przypadku bardziej pokornych uczniów. Niektórzy
dziwili się, że chłopak nie trafił do Slytherinu – z pewnością prędko by się
tam odnalazł, w końcu rzucanie jakichś niemiłych uwag pod adresem innych nie
sprawiało mu żadnego problemu. Ale Scott słynął też z innej cechy, którą cenił
sobie Godryk Gryffindor. Był odważny. Tak odważny, że aż głupi. To cud, że
Carrowowie nie zademonstrowali na nim jednego z zaklęć niewybaczalnych. Może po
prostu wiedzieli, że z jego gadania i tak nic nie wynika i woleli po prostu
przykuć go do ściany na długie godziny, dając tym samym innym uczniom przykład?
Scott był niskim ciemnowłosym chłopakiem. Z
aspiracjami do zostania drugim Harrym Potterem, co było trudne, biorąc pod
uwagę fakt, że nie miał blizny w kształcie błyskawicy ani śmiertelnego wroga.
Tę pierwszą próbował stworzyć za pomocą noża kuchennego, gdy miał trzynaście
lat, ale nakryła go na tym matka. Natomiast o wroga starał się od pięciu lat.
Bezskutecznie, bo wszyscy uznali go za niegroźnego kretyna, którym nie warto
się przejmować.
Pozostawał więc woźny Argus Filch. Starszy
mężczyzna nie nadawał się na kogoś, z kim dało się rywalizować… bo niby o co? O
szmatę, którą owijał szczotkę, jeszcze starszą niż sam woźny? Ale ponieważ nie
miał innego kandydata, musiał postawić na Filcha.
- Specjalnie zostałam dłużej, by pomóc w
odbudowie – jęknęła Ashley Wells. Scott zerknął na nią i westchnął w duchu, po
raz kolejny wyrażając w ten sposób rozczarowanie, że jego znajoma jest
blondynką. Miał nadzieję, że kiedyś stanie się dla niego tak ważna jak Ginny
dla Harry’ego. O ile kiedykolwiek zechce go zauważyć. To cud, że w ogóle
chciała z nim rozmawiać po tym, jak nazwał ją dziewczynką o twarzy goblina.
Wcale tak nie uważał, ale był pewien, że w ten sposób wkupi się w łaski
starszych kolegów. Nawet teraz, na samo wspomnienie, spłonął rumieńcem,
przypominając sobie, jaka cisza zapadła po tym oświadczeniu. Cóż, Gryffindor to
nie Slytherin.
- No przestań. – Scott zerknął na nią i
błysnął zębami. Oparł się o filar, uważając, że robi to w sposób nonszalancki i
niezwykle pociągający dla płci przeciwnej. – Chyba nie będziesz przejmowała się
Filchem, co nie?
- Widziałeś te pytania, Scott? Nie mam pojęcia
do czego służy wiadro! To znaczy… czasem używaliśmy ich na zajęciach z
zielarstwa do przenoszenia wody albo ziemi, ale… to nie miało nic wspólnego ze
sprzątaniem!
Ash była na krawędzi załamania nerwowego.
Chociaż nie brała udziału w walkach o Hogwart, bo rodzice zabrali ją ze szkoły
jeszcze przed świętami, strasznie przeżyła ostatni rok. Była Puchonką, a oni
zawsze byli bardzo emocjonalni.
- Ash, chyba nie wierzysz, że on naprawdę
będzie o to pytał? – Scott uśmiechnął się z politowaniem. – On nas potrzebuje.
- O? – Oczy Ash zrobiły się równie okrągłe,
co jej twarz. Błękitne tęczówki wpatrywały się w Scotta z uwagą, jakby chłopiec
zdradził jej nagle, co jest sensem istnienia czarodziejów.
- Błagam cię. – Scott był w swoim żywiole.
Kilka osób wsłuchiwało się w jego słowa z wyraźnym zainteresowaniem.
Tego zawsze pragnął: odrobiny sławy. – W pewnym sensie robimy mu przysługę,
pomagając, nie?
- O?
- Bez naszej magii zajęłoby mu to… no, wieki.
- O?
Scott odgarnął włosy z czoła, żałując, że
nie może zaprezentować Ash lśniącej, pięknej blizny.
- Zamiast przygotowywać się do tej, pożal
się Merlinie, rozmowy kwalifikacyjnej, chodź ze mną nad jezioro. Mam jeszcze
Srebrne Skaczące Węże ze sklepu Weasleyów. To znaczy z czasów, gdy było ich
dwóch. Odpalimy sobie fajerwerki i popatrzymy w gwiazdy, co ty na to?
Ashley wreszcie zamknęła usta. Inni uczniowie stracili nim zainteresowanie. Jaka szkoda.
- Wiesz co, Scott. Nie obraź się, ale… chyba
jednak przygotuję się do tej rozmowy. To już jutro. – Uśmiechnęła się
przepraszająco, a jej oczy powoli zaczęły napełniać się łzami. Odmawianie komuś
zawsze sprawiało jej przykrość, ale mama powtarzała, że musi to robić, bo
inaczej wpadnie w kłopoty. Podobno ciąża już się na nią czaiła, dlatego Ashley zawsze rozglądała się na boki i nie wychodziła wieczorami z dormitorium, jeśli musiała to robić w pojedynkę.
Scott już otwierał usta, by coś powiedzieć,
ale w tym samym momencie Ashley odwróciła się na pięcie i odeszła.
Próbowałem,
pomyślał Gryfon. Nawet nie czuł rozczarowania. Wiedział, że Harry znalazł
miłość na szóstym roku. Sam widział, jak ją pocałował po meczu Quidditcha.
Scott właśnie kończył piąty rok. Musiał dać Ashley więcej czasu. I w
międzyczasie dostać się do domowej drużyny Quidditcha.
Spojrzał jeszcze raz na ogłoszenie i
skrzyżował ręce na piersi.
Nie wiedział, czym jest mop. Ani czym jest
mydło. Ale był pewien jednego – los wreszcie dawał
mu szansę na zmierzenie się ze swoim największym wrogiem. I Scott zamierzał ją
wykorzystać.
Bój
się, Filch, powiedział sam do siebie w myślach. Bo oto nadchodzę.